niedziela, 31 lipca 2016

Tam gdzie Słońce nigdy nie zachodzi cz.2

Zastanawialiście się kiedyś nad sensem życia? 
Nad tym czy człowiek może odbić się gwałtownie od dna? 
Czy raczej zostaje tam przez bardzo długi czas, wspinając się krok po kroku ku szczytowi?
Ona właśnie teraz się nad tym zastanawiała. Powoli i mozolnie przemierzając korytarz, myślała nad sensem swojego istnienia. 
To nie tak, że dziewczyna chciała skończyć ze swoim życiem. Chciała raczej zrozumieć jak to się stało, że jej życie diametralnie się tak zmieniło.
Zatrzymała się pod drzwiami do mieszkania i uprzednio otwierając je kluczem schowanym pod wycieraczką, weszła do środka i od razu zamknęła za sobą drzwi na dwa spusty.  Zrzuciła mokre i brudne ubrania po czym rzuciła je w kąt przedpokoju, dorzucając do nich upaprane i przemoknięte buty. Naga ruszyła przez mieszanie nawet nie włączając światła. Bez problemu doszła do łazienki i dopiero wtedy zapaliła małą żarówkę nad lustrem. Napuściła ciepłej wody do wielkiej wanny i wlała do niej jakieś aromatyczne płyny, które ostatnio dostała od przyjaciółki. Weszła powoli do wody i rozłożyła się wygodnie podpierając głowę o krawędź wanny. Zamknęła oczy i wstrzymała oddech po czym powoli zjechała głową tak by znalazła się pod wodą. Lubiła to uczucie kompletnej ciszy jakie jej wtedy towarzyszyło. W wannie myślało jej się najlepiej i mogła się też odprężyć. Wynurzyła się powoli i otworzyła oczy. Cicho westchnęła i z powrotem oparła się wygodnie tak by mogła patrzeć na biały sufit. 
Dzisiejsza wizyta na cmentarzu pomogła jej zrzucić niewidzialny ciężar z ramion ale napędziła jej również stracha. Gdy wracała już czuła na sobie czyjś wzrok, który dość długo jej towarzyszył. Uczucie wypalanej w plecach dziury zniknęło gdy tylko wyszła z terenu cmentarza kierując się do mieszkania. 
Gdyby tylko problemy znikały tak szybko, byłaby całkowicie zadowolona. Niestety życie to nie bajka, z czego zdała sobie sprawę już dawno, dawno temu. 
Problemy nie znikną, trzeba je rozwiązać samemu, a ona nie miała siły by nawet o tym myśleć. Bo w końcu jak można wydostać się z takiego bagna w jakie wpadła przez własnego ojca i byłego już narzeczonego. 
Gdzieś w mieszkaniu rozbrzmiała cicha melodia, po sekundzie przeradzając się w jej ulubiony kawałek rockowy.  Warknęła na osobę, która zaczęła dzwonić do niej w środku nocy ale nie wstałaby odebrać telefon. Zamiast tego porządnie umyła włosy i całe ciało. Zanurkowała jeszcze raz by pozbyć się z siebie piany po czym powoli wyszła z wanny. Delikatnie otarła się białym ręcznikiem i rzuciła go do koszyka z brudnym praniem. Nie przejmując się chociażby koszulką do spania, naga wyszła z łazienki i zniknęła w sypialni zakopując się w ciepłej pościeli po czym praktycznie od razu zasnęła. 
Obudziła się przed godziną 9 rano. Warknęła na odsłonięte okno przez które do jej sypialni wdzierało się słońce. Wstała przeciągając się jednocześnie i wyjmując z szafy czystą bieliznę wciągnęła ją na siebie.  Swoje kroki skierowała do kuchni, wcześniej łapiąc za komórkę leżącą w małej torebce. Zaparzając kawę odblokowała urządzenie i westchnęła na widok liczby nieodebranych połączeń.
13 od Levy, 6 od Erzy, 2 od Miry i 4 od Cany. O sms'ach nie wspominając.
Levy: Lu? Gdzie ty jesteś? Czekamy na cb już od kilkunastu minut.
Levy: Minęła godzina Lucy. A ciebie nadal tu nie ma.
Levy: Lucy! Jeżeli nie odpiszesz albo nie zadzwonisz to masz przesrane!
Levy: Martwię się 
Erza: Lucy stało się coś?
Erza: Przyjdziemy do ciebie jutro to wszystko nam wytłumaczysz, dobrze?
Mira: Ten przystojny barman, który do ciebie zagaduje za każdym razem pytał o ciebie. Wyczuwam romans? A tak po za tym to gdzie jesteś?
Cana: ...
Cana: Masz w łeb. 
Cana: przez to że nie przyszłaś i się martwiłyśmy prawie nic nie wypiłam.
Pijąc kawę postanowiła odpisać przyjaciółką.
Me: Levy, miałam kiepski dzień i wyleciało mi z głowy, że się umawiałyśmy.Przepraszam
Me: Erza, naprawdę mi przykro, że nie przyszłam. Jasne, wpadajcie. 
Me: Mircia! Nie ma romansu. To znajomy! 
Me: A to peszek, Cana. Czyżby trzeźwy wieczór :D
Wstawiła kubek do zmywarki i poszła do łazienki. Załatwiła poranną toaletę i od razu zrobiła delikatny makijaż. Włosy uczesała w dwie niskie kitki i zarzuciła je na plecy.
Z szafy wyciągnęła czarne leginsy i niebieską bluzę z kapturem po czym ubrała się. Ubierając czarne adidasy chwyciła telefon, klucze do mieszkania i kartę kredytową po czym wyszła z domu, zamykając go dokładnie. 
Swoje kroki skierowała do kawiarni gdzie często chodziła na śniadania. Już miała otwierać drzwi gdy oberwała nimi prosto w czoło. Szok i zdezorientowanie było po niej widać jak na ręce. A gdy podniosła wzrok na osobę odpowiedzialną za to zdarzenie zamarła w miejscu.
...
...
...
Od samego rana gdy tylko najbliższa kawiarnia została otwarta wstąpił na śniadanie. Kucharz był z niego marny więc często raczył się jedzeniem właśnie w takich miejscach. Miła starsza pani poleciła mu na śniadanie naleśniki z kurczakiem, szpinakiem i serem. I mino, że nie za bardzo przepadał za szpinakiem, nie chciał zrobić przykrości staruszce, która polecała mu to z babcinym uśmiechem. I szczerze powiedziawszy smakowały mu tak bardzo, że domawiał je trzy razy. Gdy już najadł się, wypiła gorącą kawę i pożegnał miłą staruszkę otworzył drzwi z większym rozmachem niż planował. I dotarło do niego, ze przez przypadek owe drzwi zatrzymały się na czole dziewczyny, która chciała wejść do kawiarni. Już miał zacząć ja przepraszać, gdy ona podniosła głowę. Zamarł z rozdziawioną buzią i w szoku wpatrywał się w osobę, której nie spodziewał się zobaczyć nigdy w życiu. 
-Lucy?-wyszeptał i zobaczył jak dziewczynę przechodzi dreszcz. Jej oczy zrobiły się ciemniejsze, twarz stężała w wyrazie obojętności i odezwała się głosem wypranym z emocji.
-Dawno się nie widzieliśmy Gray. 





Jestem! Oj długo mnie nie było, długo. Ale od dzisiaj oficjalnie mam urlop więc postaram się więcej czasu poświęcić opowiadaniu :D
BUZIAKI I DO NASTĘPNEGO :*